W sobotnim meczu na szczycie 2 Ligi Mężczyzn przyszło nam zagrać w Międzychodzie z miejscowym Sokołem.

Stawka meczu była wysoka, gdyż oba zespoły które wyszły w sobotni wieczór na parkiet do tej pory nie zaznały porażki. Od początku meczu gospodarze przejęli inicjatywę, punktowali akcja za akcją, po naszej stronie weszło wiele niedokładności, przez co mieliśmy problemy ze skutecznym rozwiązywaniem swoich akcji. Gospodarze jak na bardzo doświadczony zespół przystało, dobrze wykorzystali ten słabszy okres naszej gry i wygrali pierwszą kwartę 24-8.

W drugiej kwarcie w końcu zaczyna wpadać nam piłka do obręczy, głównie za sprawą naszej młodzieży (Kajo, Maks, Krzysiu i Filip), lecz nie zrobiło to większe wrażenia na drużynie gospodarzy, która konsekwentnie realizowała swój plan taktyczny, a zarazem też bardzo skutecznie rozwiązywała swoje akcje. Choć gra już wyglądała odrobinę lepiej w stosunku do 1 kwarty, to na przerwę przed 3 kwartą schodziliśmy przegrywając 45-27.

Bardzo słabo weszliśmy w mecz, co niestety ustawiło spotkanie. Próbowaliśmy odrobić straty, ale tym razem się nie udało. Myślę, że zabrakło zespołowości, egzekucji założeń i kreatywności. Nie byliśmy sobą. Teraz wyciągamy wnioski i skupiamy się na następnym przeciwniku. – Kajetan Kuczawski

Trzecia odsłona gry to na pewno bardzo nerwowy początek po naszej stronie parkietu.. w ciągu prawie 5 minut zdobywamy zaledwie dwa punkty, gospodarze za to dokładali cały czas punkt po punkcie do ogólnego wyniku gry. Dopiero w drugiej połowie dokładamy parę punktów do swojego worka, ale wynik przed 4 kwartą na pewno nie napawał optymizmem – 61-38 dla gospodarzy.

Najbardziej po tym meczu jesteśmy na siebie źli, że nie zrealizowalismy założeń defensywnych nakreślonych przez trenera. Nie zabraliśmy ekipie z Międzychodu ich mocnych stron, a to zbyt dobrzy i doświadczeni gracze żeby tego nie wykorzystać. Dodatkowo w ofensywie się zacięliśmy, graliśmy wolno i schematycznie, rzucaliśmy z nieprzygotowanych, co było zupełnie odmienne od tego, co potrafimy grać, co przynosi nam efekt i od tego czego oczekuje od nas trener. Myślę jednak, że taki prysznic nam się przyda, schłodzi nasze głowy i zmotywuje nas do ciężkiej pracy i dużej koncentracji na treningach, aby tak słaby mecz w naszym wykonaniu się już nie powtórzył. A kibicom, w imieniu zespołu mogę przekazać, że nie ma powodów do zmartwień, bo koniec jednej serii jest początkiem kolejnej – mówi Jacek Wróblewski

W czwartej kwarcie próbujemy jeszcze się zebrać, podgonić troszkę wynik (zejście do -16 pkt).. lecz nie udało się przebić bariery -10 pkt, gospodarze spokojnie trzymali wynik do samego końca gry, a my już nie potrafiliśmy się zebrać na więcej. Ostatecznie przegrywamy 74-50.